jest jej potrzebne. Filiżanki, ekspresy i całą masę innych gadżetów, których przeznaczenia pewnie nigdy nie zrozumiem. Pewnego dnia na szybach sklepu pojawiła się reklama mniej więcej tej treści – „Polecamy mosiężne młynki do kawy, zrobione przez więźniów w Srebrenicy, mieście Slobodana Miloszevicza”. Gdy to przeczytałem pękła mi głowa. Znów pomyślałem o tym, żeby ukradkiem w nocy, z cegłą…
Ostatecznie nie biłem się z Gruzinem bo przestraszyłem się utraty życia. Nie tylko własnego, ale także rodziny tak przynajmniej do szóstego stopnia pokrewieństwa. Kamieniami też nie rzucałem, bo historia uczy, że efekty takich działań z reguły bywają mizerne.
Przypomniałem sobie jeszcze lekturę książki Stephena Clarka „Merde! Rok w Paryżu”.
To niezbyt zajmująca opowieść o konfrontacji Anglika z francuską kulturą. O winie wzmianek prawie żadnych. Czasem tylko główny bohater przyznaje się do tego, że popija raclette schłodzonym apremont z Savoie, albo konsumuje rybę z flanem osuszając butelkę sancerre z doliny Loary. Pada jednak tam jedno ważne zdanie – „Dobrze teraz być faszystą we Francji. To jest nostalgie”. „Merde” pomyślałem. „Liberte, egalite, merde”. Cholerne czasy…
Rurale
PS. Brytyjski magazyn winiarski „Decanter” poinformował ostatnio, że na aukcję trafiła butelka „Fuhrerwein” z 1943 r., którą Hitler dostał w prezencie od nazistowskich generałów z okazji swoich 54 urodzin. O winie wiadomo tylko, że to schwarzer tafelwein. Przy okazji dziennikarze pisma wspominają o Alessandro Lunardellim, który od 1995 roku sprzedaje wina z Frulii, opatrzone wizerunkami Hitlera, Stalina i Mussoliniego. Oferta skierowana jest przede wszystkim do niemieckich turystów spędzających wakacje we Włoszech…